W sumie nie miałam żadnych Noworocznych super postanowień w tym roku, nigdy się nie sprawdzają, przeważnie po Sylwku mam spadek jakichkolwiek chęci do działania, zima dobija i nic się nie chce..
Ale nie tym razem...;D
Pracę w pracy zakończyłam przed Świętami i wtedy to gdy przycisnęły mrozy, w międzyczasie przedświątecznej tyriady stworzyłam sobie taką oto czapę.
Na drutach, bo dawno nie robiłam, z grubaśnej 100% wełny, którą sama pofarbowałam naturalnie oczywiście;)
Zieleń to brzoza złamana siarczanem żelaza,
pomarańcz- marzanna,
jasny brąz to orzech włoski, który coś mi nie chwycił, bo sobie już trochę zgnił jak go zalanego wodą trzymałam "na później",
a ten ciemniejszy brąz to chyba już nie pamiętam co ja tam do gara wrzuciłam...;)ale wyszło ok;) hehe
Później już w Nowym powstały naalbindingowe mitenki, z mojej ręcznie przędzionej wełny barwionej, wyszywane uprzędzionym jedwabiem-nie lubię prząść jedwabiu!!! Ale wyszły ok i poszły na dawny zaległy prezent :)
I jeszcze dokończyłam zaczęte w okolicach czerwca skiety:
Ale to jeszcze nie koniec ;) ;)
Za moją ciężko wypracowaną wypłatę chciałam sobie w końcu sprawić duży 50 litrowy gar do barwienia...
niestety...wypłata rozpłynęła się na święta...gara nie kupiłam...ale dostałam!!!...na kredyt...;)
Powiedzmy, że pokrywkę już spłaciłam, denko dostanę na własność w prezencie urodzinowym w lutym...no i jeszcze został kawałek do spłaty...;)
TADAM!!
Oto moje 70 litrów szczęścia..z wkładką...;)
Już wypróbowany;)
Już wkrótce pokażę co z niego wyciągnęłam, a nie było łatwo...zmierzyłam się z 15 metrami ręcznie tkanego lnu. Jak wyszło??...Ok ;) ale o tym wkrótce...w międzyczasie...
Czapa cudowna a gar rewelacyjny pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuń